Krzysiek
Pietraszko
1977
Marnotrwany
Brat, Syn i Przyszły Ojciec!
jeszcze
pięć lat temu zawodowy żołnierz - dziś jednoręki bandyta i
stolarz.
NA POHYBEL SKURWYSYNOM!
Krzysiek
nigdy nie był normalny. Może to kwestia szalonego tatusia, może
biegającej z jego kumplami młodszej siostry. Nigdy w zasadzie nie
wiedział co z nim jest 'nie tak' ani z jakiej przyczyny, ale
najnormalniejszy zdecydowanie nie był. Mając dziesięć lat
wymarzył sobie, że pewnego dnia zostanie zawodowym żołnierzem i
od tamtej pory biegał po podwórku z patykiem przypominającym broń
i przyprawiał matkę o zawał serca, robiąc jej ataki z zaskoczenia
bombą własnej roboty. Jak dobił do osiemnastki, zaczął namawiac
najlepszego kumpla (wówczas szesnastolatka), by wybrał się z nim
na testy sprawnościowe, bo Armia Nasza
Najcudowniejsza! organizowała nabór na żołnierzy.
Grzesiek wyśmiał go bardzo, ale owszem - wsiadł z nim w
samochód i pojechał. Nie było ich dwa dni, ale sprawa została
załatwiona. Przed nim było jeszcze dużo, dużo nauki, ale dał
sobie chłopak rade, bo chociaż się nigdy nie starał to i tak te
wszystkie terminy i inne chuje wchodziły mu do głowy szybciej
niż imiona dziewczyn, które udało mu się poderwać w okolicznych
dyskotekach. Jak tylko w koszarach ogłosili, że można wybyć na
front i walczyć w imię wyższych celów, to był pierwszym któremu
ręka wystrzeliła w górę.
Skakał,
błagał i był gotów położyć się krzyżem przed samym
generałem, byleby tylko został wybrany do wyjazdu (w tym momencie
powinni mu zrobić dodatkowe testy psychologiczne, bo na tych
wstępnych chyba oszukiwał). Udało się bez problemów, dwa dni
później jego ojciec rozniósł połowę wsi jak tylko dowiedział
się, że pierworodny syn wyjeżdża latać z karabinem za
jakimiś 'odmieńcami'. Na nic zdały się matczyne
płacze i jęki, Krzysiek postawił na swoim i w dwutysięcznym
pierwszym roku wyjechał z kamratami siać postrach w
Afganistanie. Z frontu pisał rzewne listy do Grzegorza i użalał
się nad stuprocentowym brakiem poczucia humoru szerzącym się wśród
kadry dowodzącej, jak się później okazało powinien się cieszyć
że panowie zajmowali się czymś więcej niż dowcipami, gdyż jeden
z nich prawdopodobnie uratował mu życie. Wrócił więc po
niespełna dwóch latach z mocno połamaną ręką i usłyszał od
matki, że ma kategoryczny zakaz wyjeżdżania gdziekolwiek poza
Leśną, dopóki nie ukończy osiemdziesiątego piatego roku życia.
Tak bardzo się śmiał z tego powodu, że mało nie dostał zawału
(co skutecznie uniemożliwiałoby mu powrót na front). Mimo wszystko
wrócił na front, tym razem do Iraku - z totalnym brakiem
akceptacji ze strony rodziny. Usłyszał przed wyjazdem, że jeśli
go zabiją, to niech nikt nie ważny się wysyłać im ciała, bo i
tak będą to mieli w dupie. Powiedział więc sajonara, zniknął na
długi, długi czas, pisał jeszcze bardziej rzewne listy do
Grzegorza i wrócił w jeszcze gorszym stanie. Bez ręki. Ot taka
kolej rzeczy. Na lotnisku witał go jedynie ulubiony szwagier i kilku
ludzi z 'szefostwa', którzy potem załatwili mu najlepszą klinikę
w Niemczech i protezę, za którą mógłby wykupić połowę swojej
wsi. Wrócił do domu jako wyklęte dziecko i musiał bujać się
przez pół roku u własnej siostry w salonie, śpiąc z Grzesiem na
jednej kanapie (jedynie przez miesiąc), bo nikt ni chciał z nim
gadać. Taki zły i be i fuj!
Obecnie
sprawdza się zawodowo jako stolarz-artysta i robi tym furorę w
okolicy, bo nie ma drugiego stolarza bez ręki (jak przyjezdni
obserwują to ściaga protezę, żeby było bardziej dramatycznie).
Nie przejmuje się opinią innych, lubi czytać książki, obiecał
sobie że wróci na front jak tylko wynajdą broń sterowaną stopami
i generalnie ma dobre pomysły na swoje życie.
Takie
to urocze i siejące postrach wśród matek dorastających córek,
które to (córki!) wzdychają do Krzysia mając nadzieję, że
zwróci na którąś uwagę. Od jakiegoś czasu bezsprzecznie zakochany w pewnej cudnej pani, która będzie jego na wieki wieków AMEN. Ponad to robi zakupy na krechę u
własnej siostry, uczy się wędkować jedną ręką, biega za
dzieciakami Grześka i Maryśki i czasem budzi się w środku nocy
zlany potem, bo przypominają mu się wszyscy zmarli na froncie
kumple. Ale o tym nikomu nie mówi, to zniszczyłoby jego wizerunek
nie przejmującego się niczym typa.
Loża
szyderców wita!
["No pohybel skurwielom!" - czuję jakbym czytała lub grała, w którąś z Wiedźminowskich części.
OdpowiedzUsuńKrzysiu - strasznie, strasznie upodobałam sobie to imię. Kobiety są strasznie sentymentalne.
Co więc powiesz na jakiś miły wątek? ;> ]
Felicja Łużycka
[O bogowie, Downey <3
OdpowiedzUsuńW takiej mieście jak Leśna to i tak pewnie wszyscy się znają, to i nasze postaci też mogły. Może Lila była (i myślę, że nadal może być) dobrą koleżanką jego siostry? A Lila i Krzysio to dawniej to mogli się bić patykami, jak on był jeszcze w wieku kiedy mu się chciało ;D Teraz to Wierzbowska się stara być poważną panią nauczycielką, a on nadal taki beztroski... Na razie ich relacje mogą być dość neutralne, ale Lila by potrzebowała takiego przyjaciela dobrego ;) ]
Liliana
[Dzień dobry, jakby autor(ka) miała ochotę na powiązanie i/lub wątek, Aleksy zawsze chętny :)]
OdpowiedzUsuń[No właśnie małe wsie mają to do siebie, że jak człowiek spędza w nich cały czas, to widuje poszczególną osobę przynajmiej raz w miesiącu. ;D (sama na wsi mieszkam, tam naprawdę wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą xD )
OdpowiedzUsuńWięc założyć można, że się widywali, ale nie mieli jakoś ani okazji ani czasu dłużej porozmawiać. ;)
Zaczniesz proszę? :3 ]
Lila
[Nie lubię tego pytania, wiesz? ;) powinno brzmieć jak, gdzie, kiedy :D no więc przeglądam sobie kartę i próbuję coś jakby powiązać... Może Maja mogłaby malować/dekorować na zlecenie wykonane przez niego meble czy cuś?]
OdpowiedzUsuń[a może i bym chciała... ;D spoczunio, naskrobię coś w najbliższym czasie ;)]
OdpowiedzUsuńStarzeję się, pomyślała schylając się, żeby podnieść leżące na ziemi kredki, pociąg i samochodziki, żeby można było postawić na podłodze chociażby stopę. Wyprostowała się i rzuciła za sto punktów zabawki do odpowiedniego kosza z precyzją koszykarza. Akurat w tym momencie niczym strzała przeleciała obok niej Hania, a tuż za nią mały Dymitr, którego zdążyła chwycić za szelki.
OdpowiedzUsuń- Mam cię - zawołała zadowolona słysząc śmiech dzieci. - A teraz ubieramy się i wychodzimy - zarządziła sięgając po dodatkowy sweter dla chłopca. - Haniu, przynieść proszę buciki i pomóż włożyć bratu - powiedziała chwilę później wychodząc z pokoju.
Potrzebowała świeżego powietrza, ot co. A na polu dzieciaki zaczną szaleć i padną wieczorem zmęczone. Chytry plan. A raczej awaryjny, w takich sytuacjach jak ta, kiedy Maja musiała robić wszystko, żeby nie wyżywać się na dzieciach. Owszem, bardzo je kochała, ale nigdy nie mówiła, że będzie się nimi zajmować dwadzieścia cztery godziny na dobę, w międzyczasie gotując i sprzątając również pensjonat, prawda? Już dawno postanowiła, że wyciągnie sztalugi z piwnicy i nawet nie obchodziło ją to, co powie Aleks. Zostawi go z dziećmi na pół dnia i zabarykaduje się w jakimś pokoju. Ciekawe jak wtedy facet się poczuje, nie?
Zawiązała szalik synkowi, poprawiła czapkę córce i już pchała ich do wyjścia. Ledwo zdążyła otworzyć drzwi, a małe skrzaty pognały przed siebie.
Poprowadziła ich znaną drogą spacerową, jak zwykle ciesząc się świeżym powietrzem, choć nadal pozostawała czujna, żeby w każdej chwili móc wkroczyć do akcji. Takie małe przyzwyczajenie. Cieszyła się, że chociaż przez chwilę, nie musiała słuchać ciągłego 'Mamoooooo'. Dzieci na polu potrafiły zająć się sobą. A Maja spokojnie mogła się zająć rozmyślaniem nad swoim artystycznym światem, do którego uciekała w każdej wolnej chwili, nawet jeśli trwały one tylko kilka marnych minutek.
Kiedy z naprzeciwka zauważyła znajomą sylwetkę mężczyzny uśmiechnęła się pod nosem i pomachała wesoło w jego kierunku.
[ Oczywiście! Co preferujesz? : D ]
OdpowiedzUsuń[ Jeśli taka na jakiś czas, to oczywiście! Ach, za dużo razy mówię to słowo. :3 ]
OdpowiedzUsuń[ A może ty zacznij? Mam nie miłe początki w zaczynaniu. Spoko tyle pasuje - chodzi o to żeby się już znali z podstawy. xD]
OdpowiedzUsuń- Oczywiście – podała resztę papierów, których mężczyzna nie wziął. – Szafę. Czas na nią to miesiąc, obiecali, że ją przywiozą, bo nie zbyt ufają w sprawach przejazdu innym – skrzywiła się tak jakby właśnie zjadła cytrynę.
OdpowiedzUsuńUwielbiała każdy dzień pracy, nie ważne, jaki. Czy to lato czy zima przychodziła i pracowała. Miała dobre kontakty z pracodawcą do dawało jej lepsze pole manewru. Potrafiła pogodzić studia z pracą.
- Chyba właśnie przyjechali – zastanowiła się chwilę, gdy usłyszała dzwonek i pukanie do drzwi.
[ Myślę że takie krótkie starczy xD ]
- I tu się zgodzę! – Odpowiedziała rumieniąc się. – Szafki? Czekaj gdzieś tu są…
OdpowiedzUsuńSzukała papierów jeszcze sprawdzając czy dwóch mutantów ( a jak by tu ich nazwać?) wnosi szafę. Naprawdę przydałoby się ją trochę odnowić.
- O mam. Pan Szew…, Co? – Nie potrafiła odczytać nazwiska. – To akurat najmniej ważne. Odebrał ją wczoraj i o mało nie zwichnęłam nogi – prychnęła teatralnie.
Będzie musiała posprzątać, oj tak. Wszędzie był biały pył. Czy już nawet nie mogli wytrzeć kurzu?
- Też mam taką nadzieję… - powiedziała widząc jak mężczyźni wychodzą i brudzą jeszcze swoimi mokrymi buciorami podłogę.
OdpowiedzUsuńPoczekała aż Krzysiek pójdzie do swojego „gabinetu”. Mogła pozwolić sobie na chwilę posprzątania. Wzięła mokrą ściereczkę i zaczęła zmywać kurz. Najpierw z biurka a później z podłogi. Wystraszył ją skrzyp drzwi. Już tak szybko minęły dwie godziny? – Pomyślała. Otworzyła a do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna.
- Ja przyszedłem po stolik…
- Niech pan pójdzie do warsztatu jest otwarty.
Odszedł, a Marta znów spojrzała na zostawione błotniste ślady na podłodze z drewna. Po chwili wszedł bez niczego w rękach i podał pieniądze. Wyszedł.
Dziewczyna przeliczyła pieniądze i zawołała tak głośno, że słychać było we wszystkich izbach:
- Robiłeś dla niego dodatkowe zamówienie? Bo tu jest za dużo pieniędzy.
- Akurat dobrze trafiłeś – uśmiechnęła się. – A możesz dać.
OdpowiedzUsuńWzięła kawę, napiła się i zaczęła dalej sprzątać. Często w pracy dzwonił telefon, lecz na nie odbierała. Tego razu miało być tak samo, ale uciążliwy dzwonek nie dawał spokoju. Odebrała sms ‘a i westchnęła.
- Nie da mi spokoju…
Zaśmiała się wyłączając telefon. Nie miała zamiaru użalać się nad sobą, nad nim.
OdpowiedzUsuń- Krzysiek! Idę już do domu, chyba że chcesz żebym została dłużej?
[ Przepraszam, że tak krótko i późno piszę ale narzekam na brak internetu...]