niedziela, 23 grudnia 2012

You can't hate me! I'm adorable!




Krzysiek Pietraszko
1977
Marnotrwany Brat, Syn i Przyszły Ojciec!
jeszcze pięć lat temu zawodowy żołnierz - dziś jednoręki bandyta i stolarz


NA POHYBEL SKURWYSYNOM!

Krzysiek nigdy nie był normalny. Może to kwestia szalonego tatusia, może biegającej z jego kumplami młodszej siostry. Nigdy w zasadzie nie wiedział co z nim jest 'nie tak' ani z jakiej przyczyny, ale najnormalniejszy zdecydowanie nie był. Mając dziesięć lat wymarzył sobie, że pewnego dnia zostanie zawodowym żołnierzem i od tamtej pory biegał po podwórku z patykiem przypominającym broń i przyprawiał matkę o zawał serca, robiąc jej ataki z zaskoczenia bombą własnej roboty. Jak dobił do osiemnastki, zaczął namawiac najlepszego kumpla (wówczas szesnastolatka), by wybrał się z nim na testy sprawnościowe, bo Armia Nasza Najcudowniejsza! organizowała nabór na żołnierzy. Grzesiek wyśmiał go bardzo, ale owszem -  wsiadł z nim w samochód i pojechał. Nie było ich dwa dni, ale sprawa została załatwiona. Przed nim było jeszcze dużo, dużo nauki, ale dał sobie chłopak rade, bo chociaż się nigdy nie starał to i tak te wszystkie terminy i inne chuje wchodziły  mu do głowy szybciej niż imiona dziewczyn, które udało mu się poderwać w okolicznych dyskotekach. Jak tylko w koszarach ogłosili, że można wybyć na front i walczyć w imię wyższych celów, to był pierwszym któremu ręka wystrzeliła w górę.
Skakał, błagał i był gotów położyć się krzyżem przed samym generałem, byleby tylko został wybrany do wyjazdu (w tym momencie powinni mu zrobić dodatkowe testy psychologiczne, bo na tych wstępnych chyba oszukiwał). Udało się bez problemów, dwa dni później jego ojciec rozniósł połowę wsi jak tylko dowiedział się, że pierworodny syn wyjeżdża latać z karabinem za jakimiś 'odmieńcami'. Na nic zdały się matczyne płacze i jęki, Krzysiek postawił na swoim i w dwutysięcznym pierwszym  roku wyjechał z kamratami siać postrach w Afganistanie. Z frontu pisał rzewne listy do Grzegorza i użalał się nad stuprocentowym brakiem poczucia humoru szerzącym się wśród kadry dowodzącej, jak się później okazało powinien się cieszyć że panowie zajmowali się czymś więcej niż dowcipami, gdyż jeden z nich prawdopodobnie uratował mu życie. Wrócił więc po niespełna dwóch latach z mocno połamaną ręką i usłyszał od matki, że ma kategoryczny zakaz wyjeżdżania gdziekolwiek poza Leśną, dopóki nie ukończy osiemdziesiątego piatego roku życia. Tak bardzo się śmiał z tego powodu, że mało nie dostał zawału (co skutecznie uniemożliwiałoby mu powrót na front). Mimo wszystko wrócił na front, tym razem do Iraku -  z totalnym brakiem akceptacji ze strony rodziny. Usłyszał przed wyjazdem, że jeśli go zabiją, to niech nikt nie ważny się wysyłać im ciała, bo i tak będą to mieli w dupie. Powiedział więc sajonara, zniknął na długi, długi czas, pisał jeszcze bardziej rzewne listy do Grzegorza i wrócił w jeszcze gorszym stanie. Bez ręki. Ot taka kolej rzeczy. Na lotnisku witał go jedynie ulubiony szwagier i kilku ludzi z 'szefostwa', którzy potem załatwili mu najlepszą klinikę w Niemczech i protezę, za którą mógłby wykupić połowę swojej wsi. Wrócił do domu jako wyklęte dziecko i musiał bujać się przez pół roku u własnej siostry w salonie, śpiąc z Grzesiem na jednej kanapie (jedynie przez miesiąc), bo nikt ni chciał z nim gadać. Taki zły i be i fuj!
Obecnie sprawdza się zawodowo jako stolarz-artysta i robi tym furorę w okolicy, bo nie ma drugiego stolarza bez ręki (jak przyjezdni obserwują to ściaga protezę, żeby było bardziej dramatycznie). Nie przejmuje się opinią innych, lubi czytać książki, obiecał sobie że wróci na front jak tylko wynajdą broń sterowaną stopami i generalnie ma dobre pomysły na swoje życie. 
Takie to urocze i siejące postrach wśród matek dorastających córek, które to (córki!) wzdychają do Krzysia mając nadzieję, że zwróci na którąś uwagę. Od jakiegoś czasu bezsprzecznie zakochany w pewnej cudnej pani, która będzie jego na wieki wieków AMEN. Ponad to robi zakupy na krechę u własnej siostry, uczy się wędkować jedną ręką, biega za dzieciakami Grześka i Maryśki i czasem budzi się w środku nocy zlany potem, bo przypominają mu się wszyscy zmarli na froncie kumple. Ale o tym nikomu nie mówi, to zniszczyłoby jego wizerunek nie przejmującego się niczym typa. 
 Loża szyderców wita!


15 komentarzy:

  1. ["No pohybel skurwielom!" - czuję jakbym czytała lub grała, w którąś z Wiedźminowskich części.
    Krzysiu - strasznie, strasznie upodobałam sobie to imię. Kobiety są strasznie sentymentalne.
    Co więc powiesz na jakiś miły wątek? ;> ]

    Felicja Łużycka

    OdpowiedzUsuń
  2. [O bogowie, Downey <3
    W takiej mieście jak Leśna to i tak pewnie wszyscy się znają, to i nasze postaci też mogły. Może Lila była (i myślę, że nadal może być) dobrą koleżanką jego siostry? A Lila i Krzysio to dawniej to mogli się bić patykami, jak on był jeszcze w wieku kiedy mu się chciało ;D Teraz to Wierzbowska się stara być poważną panią nauczycielką, a on nadal taki beztroski... Na razie ich relacje mogą być dość neutralne, ale Lila by potrzebowała takiego przyjaciela dobrego ;) ]

    Liliana

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry, jakby autor(ka) miała ochotę na powiązanie i/lub wątek, Aleksy zawsze chętny :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [No właśnie małe wsie mają to do siebie, że jak człowiek spędza w nich cały czas, to widuje poszczególną osobę przynajmiej raz w miesiącu. ;D (sama na wsi mieszkam, tam naprawdę wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą xD )
    Więc założyć można, że się widywali, ale nie mieli jakoś ani okazji ani czasu dłużej porozmawiać. ;)
    Zaczniesz proszę? :3 ]

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nie lubię tego pytania, wiesz? ;) powinno brzmieć jak, gdzie, kiedy :D no więc przeglądam sobie kartę i próbuję coś jakby powiązać... Może Maja mogłaby malować/dekorować na zlecenie wykonane przez niego meble czy cuś?]

    OdpowiedzUsuń
  6. [a może i bym chciała... ;D spoczunio, naskrobię coś w najbliższym czasie ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. Starzeję się, pomyślała schylając się, żeby podnieść leżące na ziemi kredki, pociąg i samochodziki, żeby można było postawić na podłodze chociażby stopę. Wyprostowała się i rzuciła za sto punktów zabawki do odpowiedniego kosza z precyzją koszykarza. Akurat w tym momencie niczym strzała przeleciała obok niej Hania, a tuż za nią mały Dymitr, którego zdążyła chwycić za szelki.
    - Mam cię - zawołała zadowolona słysząc śmiech dzieci. - A teraz ubieramy się i wychodzimy - zarządziła sięgając po dodatkowy sweter dla chłopca. - Haniu, przynieść proszę buciki i pomóż włożyć bratu - powiedziała chwilę później wychodząc z pokoju.
    Potrzebowała świeżego powietrza, ot co. A na polu dzieciaki zaczną szaleć i padną wieczorem zmęczone. Chytry plan. A raczej awaryjny, w takich sytuacjach jak ta, kiedy Maja musiała robić wszystko, żeby nie wyżywać się na dzieciach. Owszem, bardzo je kochała, ale nigdy nie mówiła, że będzie się nimi zajmować dwadzieścia cztery godziny na dobę, w międzyczasie gotując i sprzątając również pensjonat, prawda? Już dawno postanowiła, że wyciągnie sztalugi z piwnicy i nawet nie obchodziło ją to, co powie Aleks. Zostawi go z dziećmi na pół dnia i zabarykaduje się w jakimś pokoju. Ciekawe jak wtedy facet się poczuje, nie?
    Zawiązała szalik synkowi, poprawiła czapkę córce i już pchała ich do wyjścia. Ledwo zdążyła otworzyć drzwi, a małe skrzaty pognały przed siebie.
    Poprowadziła ich znaną drogą spacerową, jak zwykle ciesząc się świeżym powietrzem, choć nadal pozostawała czujna, żeby w każdej chwili móc wkroczyć do akcji. Takie małe przyzwyczajenie. Cieszyła się, że chociaż przez chwilę, nie musiała słuchać ciągłego 'Mamoooooo'. Dzieci na polu potrafiły zająć się sobą. A Maja spokojnie mogła się zająć rozmyślaniem nad swoim artystycznym światem, do którego uciekała w każdej wolnej chwili, nawet jeśli trwały one tylko kilka marnych minutek.
    Kiedy z naprzeciwka zauważyła znajomą sylwetkę mężczyzny uśmiechnęła się pod nosem i pomachała wesoło w jego kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Oczywiście! Co preferujesz? : D ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Jeśli taka na jakiś czas, to oczywiście! Ach, za dużo razy mówię to słowo. :3 ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ A może ty zacznij? Mam nie miłe początki w zaczynaniu. Spoko tyle pasuje - chodzi o to żeby się już znali z podstawy. xD]

    OdpowiedzUsuń
  11. - Oczywiście – podała resztę papierów, których mężczyzna nie wziął. – Szafę. Czas na nią to miesiąc, obiecali, że ją przywiozą, bo nie zbyt ufają w sprawach przejazdu innym – skrzywiła się tak jakby właśnie zjadła cytrynę.
    Uwielbiała każdy dzień pracy, nie ważne, jaki. Czy to lato czy zima przychodziła i pracowała. Miała dobre kontakty z pracodawcą do dawało jej lepsze pole manewru. Potrafiła pogodzić studia z pracą.
    - Chyba właśnie przyjechali – zastanowiła się chwilę, gdy usłyszała dzwonek i pukanie do drzwi.

    [ Myślę że takie krótkie starczy xD ]

    OdpowiedzUsuń
  12. - I tu się zgodzę! – Odpowiedziała rumieniąc się. – Szafki? Czekaj gdzieś tu są…
    Szukała papierów jeszcze sprawdzając czy dwóch mutantów ( a jak by tu ich nazwać?) wnosi szafę. Naprawdę przydałoby się ją trochę odnowić.
    - O mam. Pan Szew…, Co? – Nie potrafiła odczytać nazwiska. – To akurat najmniej ważne. Odebrał ją wczoraj i o mało nie zwichnęłam nogi – prychnęła teatralnie.
    Będzie musiała posprzątać, oj tak. Wszędzie był biały pył. Czy już nawet nie mogli wytrzeć kurzu?

    OdpowiedzUsuń
  13. - Też mam taką nadzieję… - powiedziała widząc jak mężczyźni wychodzą i brudzą jeszcze swoimi mokrymi buciorami podłogę.
    Poczekała aż Krzysiek pójdzie do swojego „gabinetu”. Mogła pozwolić sobie na chwilę posprzątania. Wzięła mokrą ściereczkę i zaczęła zmywać kurz. Najpierw z biurka a później z podłogi. Wystraszył ją skrzyp drzwi. Już tak szybko minęły dwie godziny? – Pomyślała. Otworzyła a do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna.
    - Ja przyszedłem po stolik…
    - Niech pan pójdzie do warsztatu jest otwarty.
    Odszedł, a Marta znów spojrzała na zostawione błotniste ślady na podłodze z drewna. Po chwili wszedł bez niczego w rękach i podał pieniądze. Wyszedł.
    Dziewczyna przeliczyła pieniądze i zawołała tak głośno, że słychać było we wszystkich izbach:
    - Robiłeś dla niego dodatkowe zamówienie? Bo tu jest za dużo pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Akurat dobrze trafiłeś – uśmiechnęła się. – A możesz dać.
    Wzięła kawę, napiła się i zaczęła dalej sprzątać. Często w pracy dzwonił telefon, lecz na nie odbierała. Tego razu miało być tak samo, ale uciążliwy dzwonek nie dawał spokoju. Odebrała sms ‘a i westchnęła.
    - Nie da mi spokoju…

    OdpowiedzUsuń
  15. Zaśmiała się wyłączając telefon. Nie miała zamiaru użalać się nad sobą, nad nim.
    - Krzysiek! Idę już do domu, chyba że chcesz żebym została dłużej?

    [ Przepraszam, że tak krótko i późno piszę ale narzekam na brak internetu...]

    OdpowiedzUsuń